30 stycznia 2016

Śledzie pikantne


 Kiedyś, nawet nie tak całkiem dawno, byłam fanką śledzi na słodko. Z rodzynkami, ketchupem itd. Od jakiegoś czasu nie mogę nawet patrzeć w stronę tak zrobionych śledzi. Teraz muszą być pikantne, słone i pieprzne. Smaki się zmieniają i o ile mój mąż jest totalnym przeciwstawieniem tej tezy, o tyle ja mogę być okazem pokazowym. Te śledzie pochodzą z Kwestii smaku (z drobnymi zmianami), jak i wiele przepisów, które były strzałem w dziesiątkę. Choć jeden ostatnio kompletnym niewypałem. Karpatka, a właściwie krem do karpatki. Ale to inna historia. Śledzie, śledzie są pyszne! Szczerze mówiąc mogę je jeść na śniadanie, obiad czy kolację. Śledzie zalewam czystym olejem rzepakowym, nie tym pozostałym po pomidorach. Ale można tym ze słoika, nie trzeba go wylewać.

Śledzie z suszonymi pomidorami i chili
2 tacki śledzi w oleju
1 czerwona cebula, pokrojona w piórka
1 czerwona papryczka chili, pokrojona
4 łyżki musztardy francuskiej
1 łyżka białego kremu balsamicznego (glazury)
1 łyżka ciemnego kremu balsamicznego
1 słoik suszonych pomidorów w oleju, pokrojonych
świeżo mielony pieprz
olej rzepakowy

Śledzie wypłucz porządnie pod bieżącą wodą i osusz. Pokrój na kawałki.  Przełóż do miski, dodaj pozostałe składniki i wymieszaj. Przełóż do słoika i schowaj na kilka godzin do lodówki.

29 stycznia 2016

Beza z bitą śmietaną, malinami i porzeczkami


























Bezę jest łatwiej zrobić niż rzucić palenie. Naprawdę, wiem co piszę. Bezę robię z zamkniętymi oczami i wychodzi, palenie rzucam, i rzucam i wraca jak bumerang. Taka historia mi się zdarzyła na przykład, że nie paliłam od października 2009 roku. Kawał czasu, niby w międzyczasie trochę sportu, diety i w ogóle slow life, slow food i slow slowem poganiany. Umówmy się, że prawie bo czasami równowaga w przyrodzie była zachwiana, ale nie wpływało to na moje niepalenie oraz ogólnie pojęty slow. Aż do listopada 2015 roku. Stałam się chyba najkrócej palącym palaczem. Trwanie w stanie palenia zajęło mi ze 3 - 4 tygodnie. I znowu rzuciłam. Najgorszym elementem w tym krótkim paleniu było przyznanie się, że znowu człowiek wrócił do nałogu. Taka słabość wystawiona na publiczny osąd. Było minęło:-) Chyba zacznę przyjmować zakłady na jak długo minęło?:-) 
A wracając do bezy, to jest to jeden z łatwiejszych słodyczy jeśli tylko spełnimy, według mnie dwa podstawowe warunki: nie będziemy oszczędzać na cukrze i czasie suszenia bezy. I tyle. Dokładnej ilości cukru nie podam ponieważ od jakiegoś czasu nie ważę. Jego ilość zależy od wielkości jajek, a właściwie białek. Ja stosuję zasadę (znalezioną u Moniki z gotujebolubi.pl), że jeśli jajko jest duże, to na każdą sztukę odmierzam 1/3 szklanki. Jeśli jest małe to 1/4. I to wszystko. 

Beza 
8 dużych białek
po 1/3 szklanki cukru na każde jajko (pół na pół kryształ z cukrem pudrem)
szczypta soli

Bita śmietana
400 g śmietany 30%
2 płaskie łyżeczki cukru pudru

Owoce
2 garście czarnej porzeczki
2 garście malin
1 płaska łyżka cukru pudru

Piekarnik nagrzej do 160 stopni
Białka zacznij ubijać ze szczyptą cukru, gdy lekko się spienią dodawaj powoli po 2 łyżki cukru. Ubitą bezę rozłóż na blasze wyłożonej papierem dopieczenia, na dwa blaty. Piecz 10 minut w 160 stopniach, następnie co najmniej 1,5 godziny a nawet do dwóch w 120 stopniach. Po wyłączeniu zostaw w piekarniku do wystudzenia.
Bitą śmietanę ubij z dwiema łyżeczkami cukru pudru. 
Czarna porzeczkę lekko podgrzej w małym garnku i wymieszaj z 1 łyżką cukru pudru.
Na wystudzony blat połóż 2/3 bitej śmietany, na nią wyłóż 2/3 owoców następnie bitą śmietanę i owoce. Przykryj drugim blatem bezy i posyp cukrem pudrem.

28 stycznia 2016

Na niepogodę i hulający wiatr

Wiatr hula jak szalony. Śnieg stopniał, chwilami wychodzi słońce, nie byłoby najgorzej gdyby nie spadające ciśnienie. W niedzielę do południa wypiłam 8! kaw i aparat do mierzenia ciśnienia pokazał 100/61. Nawet mąż stwierdził po południu, że blada jestem ponad normę. Bladość była najmniejszym problemem, zawroty głowy to było coś:-) Dlatego osobiście wnoszę o zmianę frontu,mróz i chłód. 
Na poprawę nastroju mam curry. Dla odmiany z kaszą orkiszową, a nie ryżem. Od jakiegoś czasu kasza orkiszowa jest moją faworytką, można używać jej i na słodko i wytrawnie i w każdym zestawie jest pyszna.

Curry z warzywami
200 g ciecierzycy
2 czerwone papryki, umyte i pokrojone
3 małe marchewki, obrane, umyte i pokrojone
około 10 - 15 cm pora, umyty i pokrojony
4 ząbki czosnku, pokrojone
1 papryczka chili, pokrojona
200 g szpinaku, umytego i lekko odsączonego
1 puszka krojonych pomidorów
1 łyżeczka koncentratu pomidorowego
4 - 5 łyżek mleka kokosowego
woda z ugotowanej ciecierzycy
1/2 łyżeczki imbiru
1/2 łyżeczki mielonej kolendry
1/2 łyżeczki kuminu
1/2 łyżeczki garam masala
sól i pieprz, bo lubię:-)
1 duża łyżka oleju kokosowego

Dzień wcześniej namocz ciecierzycę w misce z 2 łyżeczkami sody oczyszczonej. Zostaw na całą noc, a nawet i dłużej. Przed gotowaniem wylej wodę, w której się moczyła, opłucz ją na sitku, wrzuć do garnka i zalej wodą. Gotuj około 30 - 40 minut. Trzeba sprawdzać podczas gotowania bo po 30 minutach może już być gotowa.
Gdy ciecierzyca będzie już ugotowana i odcedzona, w dużym garnku podgrzej łyżkę oleju a następnie wrzuć pora. Po chwili dodaj papryczkę i czosnek oraz wszystkie przyprawy (oprócz soli i pieprzu). Podsmaż chwilę wszystko razem. Dodaj marchewkę i paprykę, chwilę razem wszystko przesmaż. Wrzuć pomidory z puszki i koncentrat, dolej kilka łyżek wody z ciecierzycy i gotuj wszystko około 20 minut. Następnie dodaj mleko kokosowego i wymieszaj, dodaj ciecierzycę i gotuj około 10 minut. Na samym końcu dorzuć szpinak, posól i popierz, pogotuj 5 minut i gotowe:-)